Często w wypowiedziach różnych osób na temat miłości przewijają się słowa: żeby pokochać innych, musisz najpierw pokochać siebie. Trudno się z nimi nie zgodzić, trudno je też podważyć,
zwłaszcza że żyjemy w czasach ciągłego terapeutyzowania się i samodoskonalenia. Spróbujmy jednak.
Amerykański psycholog Martin Seligman twierdzi, że społeczeństwo, w którym żyjemy, stawia jednostkę na piedestał. Rozkosze i cierpienia, sukcesy i niepowodzenia jednostki traktuje ono z niespotykaną dotąd powagą. Zapewnia jednostce władzę, jakiej nie miała ona nigdy w dziejach — może zmieniać samą siebie, może nawet zmienić swój sposób myślenia. A jednak na tym piedestale jednostce samotnie, czuje się wyalienowana i dziesięciokrotnie częściej niż 100 lat temu zapada na depresję.
Jakie jest wobec tego rozwiązanie? Koncentrowanie się na sobie i swoich deficytach, czy wyjście do ludzi? Przejmowanie się swym samopoczuciem, swymi przyjemnościami i przykrościami czy poświęcenie się sprawom wyższym, które przekraczają nas samych? Być może jest złoty środek. Ale na koniec przewrotnie zapytam słowami Stephena Levine’a: jak możesz kochać siebie, skoro nie kochasz nikogo innego?
Write a comment
Ola (Tuesday, 09 June 2015 23:10)
Genialne i bardzo trafne zakończenie.
Błyskotliwe, zabawne, prowokujące i - po prostu dobre na koniec ;-)
na otwarcie głowy po przeczytaniu tekstu.
Z "definicji" miłości lubię jeszcze wiersz Miłosza, jeden z kończących cykl "Poema naiwne". Bo może chodzi właśnie o to, żeby spojrzeć na siebie z zewnątrz, tak jak się patrzy na kogoś innego, zwykłego i przeciętnego, bo "jesteś tylko jedną z rzeczy wielu" [tylko i AŻ, bo samo istnienie to ogromny dar]
Wtedy też chyba łatwiej zobaczyć proporcje i kochać zarówno siebie jak i innych.
Myślę, że ten rozdźwięk, to albo-albo, ciągłe wybieranie: ja czy reszta świata, potrzeby moje i innych, nie jest konieczny.
Dobry ratownik, to żywy ratownik.
Kto chce zrobić coś wielkiego dla innych, musi zatroszczyć się też trochę o siebie, tak jak zatroszczyłby się o kogoś bliskiego - z miłością, ale bez rozczulania się.