Byłem wczoraj w kinie na filmie „Mary’s land” Juana Manuela Cotelo. Po projekcji wyszedłem bardzo poruszony, chciałem od razu coś napisać, ale nie bardzo wiedziałem co. Potrzebowałem dystansu, by uczciwie zbadać swoje uczucia. Ten fabularyzowany dokument prezentujący osoby, które doświadczyły bezpośredniego kontaktu z Maryją, dotyka tęsknoty wielu osób wierzących, poszukujących czy wątpiących. Tęsknoty za namacalnym znakiem, przekonaniem, że to, w co wierzę, rzeczywiście istnieje, ale przede wszystkim za miłością, która kruszy każde zatwardziałe serce i całkowicie przemienia. Stąd słuchając opowieści osób z różnych stron świata, z różnymi historiami: milionera, supermodelki, zniszczonej życiem prostytutki, chorej na SM byłej tancerki oraz lekarza, który kiedyś masowo dokonywał aborcji, pojawia się w nas pragnienie: ja też tak chcę. Chcę zmiany, chcę prawdziwej miłości, bezpośredniego kontaktu z Bogiem… Reżyser, który wciela się w filmie w rolę adwokata diabła, rozmawia z tymi osobami. Jest taktowny, uważny, zadziwiony. Nie wyśmiewa, nie podważa, nie ignoruje. Choć sam nie wierzy, ma pragnienie wiary… I chyba jego postawa jest najbardziej ujmująca. Film kończy się w momencie, w którym sam reżyser zdejmuje czerwony krawat adwokata diabła i rusza na górę Krizevac w Medjugorie.
Co dalej? Usłyszał głos Maryi? Uwierzył? Zmienił swoje życie? Tego nie wiemy. Może powstanie kolejny film. Dzisiaj, dzień po projekcji, odczuwam niedosyt, pojawiają się pytania i wątpliwości. Czy nie ma ryzyka w wierze opartej na takich fajerwerkach: usłyszałem głos Boga, Maryja do mnie przemówiła? Znam przynajmniej kilka osób, które po takich doświadczeniach przeżywały straszne załamanie. Wczoraj Maryja do mnie mówiła, dzisiaj milczy. Znajomi zakonnicy często mi opowiadają, że po wizytach charyzmatyków do spowiedzi przychodzi cała masa zawiedzionych ludzi, którzy coś poczuli, coś usłyszeli i nagle to zniknęło. To ludzie, którzy ciągle chcieliby żyć w światłości i panicznie boją się ciemności. Jakby nie zdawali sobie sprawy, że za silne światło oślepia. W tym sensie ta tęsknota za nadzwyczajnym doświadczeniami może być utopijna i może przeszkodzić w rozwoju duchowym.
„Światłość w ciemności świeci” i nie można o tym zapominać. Dobrze, że ten film powstał, dobrze, że porusza serca, odwołuje się do tęsknot za pełnią, za Bogiem. Ale, jako artysta wiem, że dość łatwo na chwilę zapalić serca ludzi, zagrać na emocjach. O wiele trudniej powiedzieć jak przetrwać ciemną noc, która jest doświadczeniem wielu ludzi.
I jako postscriptum:
To nie było Wielkie Nic
Ale było ciemno
Nie wiedziałem dokąd iść
I co będzie ze mną
Fajerwerków wiara w cud
Wnet się wypaliła
Ciemną drogę mam u stóp
Pewność gdzieś się skryła
Nie ma jej, a za to są
Lęk i niepokoje
A za nimi czyha złość
Już rozpala ogień
Cudną wiarę trawi gniew
Za to, że odeszła
Co zostało? Co to jest?
Nie wiem, jakaś resztka…
Niepewności trzymam się
Teraz jak poręczy
W „nie wiem” skryłem cały sens
Ale dalej węszę
Write a comment
wiwi (Saturday, 04 October 2014 16:58)
Jak mówi ks Pawlukiewicz Pan Bóg to nie perfumy, żeby Go czuć. A św. Tereska od Dzieciątka Jezus wręcz prosiła Boga, że nie chce nic widzieć w sensie nadzwyczajnych znaków. To nie wy mnie wybraliście , ale Ja was wybrałem - mówi Jezus. Może to jest klucz. Błogosławieni, którzy szukają Boga całym sercem. A każdy ma inną, niepowtarzalną drogę do przejścia.
Ewa (Saturday, 04 October 2014 21:30)
Następny wiersz do kolejnej płyty, refleksje z filmu ujęte w pięciu zwrotkach
Bardzo mi się podoba.....