W książce „Duchy Poetów” Ernest Bryll wspominał Władysława Broniewskiego. Podkreślał między innymi jego bohaterstwo w wojnie polsko-bolszewickiej, czego dowodem miał być Order Virtuti Militari. Odznaczenie uzasadniono tym, że Broniewski w czasie bojów pod Drohiczynem wybiegł przed linię, poderwał kompanię, która brawurowym uderzeniem zdobyła wzgórza, zadając bolszewikom wielkie straty. W rzeczywistości było trochę inaczej, do czego Broniewski przyznał się po wielu latach Wojciechowi Żukrowskiemu. Taki obraz wyłania się z tej relacji: „[…] któregoś dnia o zmierzchu kapitan Broniewski wraz z kilkoma ludźmi trafił na jakąś plebanię. Staruszek proboszcz zaczął ich ugaszczać, wyciągnął gąsiorek i żołnierze zdrowo sobie popijali. Kiedy zrobiło się ciemno, postawił na stole lampę naftową. Z sąsiedniego wzgórza zaczęli ostrzeliwać ich Kozacy, którzy osłaniali wycofującą się Armię Czerwoną. Gdy w czasie jednego z toastów za Piłsudskiego kula świsnęła obok Broniewskiego, ten zdenerwował się, wstał, i chociaż chwiał się na nogach, złapał karabin maszynowy i zawołał: Będę ich kosić, dawać mi taczki! Wsadzono go do taczek i zaczęto go pchać, z góry szło lekko. Z plebani wysypali się żołnierze, krzycząc: - Broniewski! Broniewski! Co echo poniosło jako: Broniewik! Broniewik! A to po rosyjsku znaczy auto pancerne. W momencie strzały ustały i Kozacy zniknęli w ciemnościach…”
Write a comment